43-latek uciekł z domu
Robert Głowacki, czterdziestotrzyletni mieszkaniec Poznania, uciekł z domu. Z relacji świadków wynika, że ucieczka miała bardzo podobny przebieg do wszystkich poprzednich.
"Uciekał tak jak zwykle", relacjonowała reporterom miejscowej prasy i radia Katarzyna Sidło, sąsiadka Głowackiego.
"O siódmej rano wyszedł z domu z teczką w ręce i zbiegł po schodach. Na pożegnanie pomachał ręką dzieciom stojącym w oknie i poszedł na przystanek tramwajowy. Myślałam, czyby nie próbować go zatrzymać, ale spieszyłam się do pracy".
Po dziewięciu godzinach Głowacki wrócił do domu. W tym czasie widziano go w miejscowych Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego, gdzie wraz z grupą mężczyzn, którą określił później jako "brygada remontowa" albo "koledzy z pracy", przez cały dzień siedział w spalinowozie, wymieniając zepsuty układ napędu.
"Wrócił jak zwykle dlatego, że się zmęczył i zgłodniał", komentowała reporterom zdarzenie sąsiadka. "Ale jak go znam, jutro na pewno znowu spróbuje ucieczki. Tak jest codziennie. W sierpniu uciekł z domu z całą rodziną. Znaleźli się dopiero po blisko dwóch tygodniach w domu wczasowym w Kołobrzegu", powiedziała na koniec. |