Johann van Tricot • Zaginiona fastryga

O Johannie van Tricot ktoś napisał, że po Leśnej okrasie, a szczególnie po Pięciu latach ze sprzączką, przeszedłby do historii literatury, nawet gdyby nie napisał już ani linijki. I rzeczywiście, przez ostatnie lata autor poświęcał się głównie doskonaleniu umiejętności strzelania z papierowych torebek, dopóki ktoś nie zwrócił mu uwagi, że straszenie przedszkolaków nie ma wpływu na smak przeterminowanego camemberta.

Jednak powód by wziąć się znów za pisanie był zupełnie inny. Jak wyjawił wydawca, chodziło o bardzo okrągłą sumę dla pisarza, niemal już zrujnowanego od nieustannego dokonywania zakupów wszystkiego, co można zapakować do torebki.

Tym razem Van Tricot raczy nas opowieścią o dalszych losach staruszki, która dorzuciła patyczek na stos pod Janem Husem. O, sancta simplicitas!*, miał zawołać wówczas Hus, mimo że, jak pisze autor, ogień podchodził mu już do identyfikatora, aczkolwiek bez zdjęcia i z przekręconym nazwiskiem – podobne nosiła większość uczestników Soboru w Konstancji.

Sam opis spalenia czeskiego reformatora budzi pewne wątpliwości, kiedy to dowiadujemy się o czekającej w pobliżu jednostce straży pożarnej w żaroodpornych kombinezonach gotowej do gaszenia, gdyby Hus tylko zechciał w ostatniej chwili przyznać się do przedatowania faktur camemberta. (Hus w powieści w ostatnich latach życia zajmował się sprzedażą serów.)

Pojawiły się już wprawdzie komentarze, iż Van Tricot może mieć rację, pisząc, że w wydanej bulli papież Marcin V zapowiadał krucjatę przeciw czeskiemu kacerstwu przejawiającemu się w postulatach przyjmowania komunii pod postacią wina i sera, ale trudno się z tym zgodzić zważywszy, że papież bardzo lubił i jedno i drugie, a husytom chodziło z pewnością o wino i chleb.

Bohaterka powieści, Babula, jak ją nazywali mieszkańcy Konstancji, starowinka na oko trzydziestoletnia, miała zwyczaj dorzucania chrustu do każdego ognia, jaki został wzniecony pod jakimś skazanym nieszczęśnikiem. Podobnie postępowali wtedy niemal wszyscy mieszkańcy miasta, a nawet całej ówczesnej Europy. Jak pisze Van Trickot, podkładanie ognia pod ludźmi było wówczas powszechnie ulubioną rozrywką, która po wiekach przemieniła się w oglądanie sitcomów.

Po wydarzeniu związanym z Janem Husem, Babulę coraz częściej widać na ulicy w pobliżu miejscowego zamtuza, sprawiającą wrażenie jakby resztę życia chciała spędzić na świeżym powietrzu. Wiedziona nieprzepartą chęcią poznania kogoś o niekoniecznie podobnych zainteresowaniach styka się z miejscowym włóczęgą, który w wolnych chwilach piastuje godność burmistrza, do czasu aż wychodzi na jaw, że nie potrafi założyć spodni.

Od tego czasu włóczykij próbuje zająć się żebractwem – z marnym skutkiem, bo choć stara się brać na litość udając niewidomego, to ciągle czymś się zdradza, być może dlatego, że jest ślepcem od urodzenia. Widać tu wyraźne nawiązanie do pomysłu z pierwszej powieści Johanna van Tricota; Dialogi rytualne z wapnem.

Zawiedziona Babula zostawia żebrzącego powsinogę, wrzucając mu na odchodne do kapelusza resztki chrustu, jaki pozostał jej ze stosu pod Hieronimem z Pragi. W pożegnalnym dialogu przekazuje mu całą wiedzę o przywiązywaniu skazańca do słupa, układaniu drewna i skutkach globalnego ocieplenia klimatu:

— Nie wierzę!

— Ależ tak! Zaleje nas masa wody. Topnieją lodowce…

— Nie masz prawa tak mówić!

— Mam! I mogę cię zapewnić, że już się nic nie da zrobić. Zwłaszcza z twoją grzywką.

— Dałbym wszystko, żeby to odwrócić!

— Za późno, mój drogi. Znasz nowego burmistrza. Jest Eskimosem przysłanym w podarunku od zamorskiego króla. Twierdzi, że będzie wielki potop z jednoczesną suszą, chyba że zgodzimy się wypłacić jego władcy wysoką kontrybucję, inaczej będziemy musieli ograniczyć palenie stosów.

— Tylko nie to! Niech u siebie ogranicza.

— Nic z tego. Ten król ma do spalenia całą armię alchemików nasłanych przez konkurenta do tronu, którzy straszą nieodwracalnym ociepleniem jeśli się nie zakaże palenia stosów i strojenia min.

— Cholera!

Ich rozmowa kończy się wspólnym ulepieniem bałwana.

Po rozstaniu z byłym burmistrzem Babula udaje się do zamorskiego królestwa, gdzie miejscowi alchemicy trąbią po całym kraju, że robi się zbyt ciepło i żeby temu zapobiec trzeba powiesić króla (bo stosy są nieekologiczne), ustanowić nowe podatki na badania klimatu, opornych zgromić i wyśmiać, rozszerzyć, żeby zawęzić i zawęzić, aby unormować, oraz każdemu zagwarantować możliwość głosowania na nowego króla, wraz z poniesieniem wszelkich kosztów jego nieudolnego panowania. Jednym słowem zaprowadzić demokrację. No i, zadekretować dodatkową opłatę na prowadzenie jeszcze większych badań klimatycznych.

Nie do końca wiadomo, co Babula porabia w zamorskim kraju poza przebieraniem się za ekooszczędną chłodziarkę, tym bardziej, że znika nam na pewien czas z pola widzenia, a ściślej do końca książki.

Dalej autor zajmuje czytelnika dość nieoczekiwanym opisem produkcji serów podpuszczkowych wraz z przypisami o wykorzystywanej do ich produkcji chymozyny i innych trudnych do wymówienia enzymów, by zakończyć opowieść zbiorowym samobójstwem popełnionym przez instruktorów mleczarstwa.

Powieść Johanna van Trickota zajęła drugie miejsce w plebiscycie na najśmieszniejszą książkę roku. Pierwszego miejsca nie przyznano.

 

 

*O, sancta simplicitas! – O, święta naiwności!

 

 

 
   

Pałac Branickich nie istniał przez 4 tys. lat
 
Plama na ciele
w skali 1:2500000
 
Gorszące sceny w filmie porno
Trzy nieznane argumenty Zenona z Elei przeciw życiu
 
Grupa Yeti wystawiła Umarłą klasę Kantora
Władysław Łokietek pierwszym polskim speleologiem?
Krótka historia T-shirta

 

 

 
redakcja kontakt © Copyright Nowy Pompon. All rights reserved.