Fiasko rozmów dwóch zwaśnionych zakonów ślubujących milczenie

Nie pomogła próba mediacji podjętej przez eksperta od języka migowego. Podczas kolejnego spotkania przedstawicieli dwóch milczących zakonów z południowej Kalabrii we Włoszech, żadna z delegacji nie wyłuszczyła swoich argumentów, bo choć do spotkania doszło, nikt z konferujących nie tylko nie wykrztusił słowa, ale nie poparł tego nawet żadnym gestem.

Obydwa klasztory położone są w sąsiednich miejscowościach – Siderno i Locri. Od wieków zakonnicy nie mówią, prawdopodobnie uważając porozumiewanie się mową za zwykłą stratę czasu. Założycielem jednego z zakonów (w Locri) był ojciec Hieronimo, który nie skalał się mówieniem przez całe swoje osiemdziesięciopięcioletnie życie.

Okolice klasztoru w Siderno pogrążone w ciszy.
 

Nie wydobył z siebie głosu nawet wtedy, gdy dwukonna kolasa najechała mu na stopę. Aż trudno uwierzyć, że żaden z braci nie zorientował się, iż Hieronimo był niemową od urodzenia. Zakon w Locri obowiązują ścisłe zasady.

Milczenie uważa się za największą cnotę i każde jego naruszenie jest surowo karane. Jeszcze nie tak dawno temu dwóm zakonnikom odebrano bicze pokutne za szeptanie po kątach. Co i tak jest fraszką w porównaniu z karą, jaką wymierzono w XIX w. pewnemu mnichowi, któremu przydarzyło się chrząknąć. Biedak nie tylko musiał wyrzec się ulubionych ćwiczeń służących do umartwiania się, ale otrzymał również nakaz obowiązkowego odwiedzania miejscowej karczmy w każdy weekend. Bez śladów spędzenia hucznie nocy, nie miał co się pokazywać w klasztorze.

Jeszcze ostrzejsza reguła obowiązuje mnichów w Siderno. Cisza panująca w opactwie jest tak wielka, że nie wydobywa się stamtąd nawet światło. Ktokolwiek znajdzie się w pobliżu klasztoru natychmiast zapomina języka w gębie, a jeśli uda mu się odezwać do towarzyszącej osoby, to dźwięk zostaje od razu wchłonięty przez zakon.

Jednemu z krewnych któregoś z zakonników, który w czasie odwiedzin nieostrożnie zapuścił się w głąb klauzury, odjęło mowę na kilka miesięcy. Zaczął mówić dopiero po wielu spotkaniach z logopedą.

Obydwa zakony są ze sobą skłócone od kilku wieków. Trudno sobie wyobrazić, jak do tego w ogóle mogło dojść. Legenda głosi, że nikomu to się jeszcze nie udało. "Już wolę zabijać smoki, niż jeszcze raz próbować to sobie wyobrazić", powiedział jeden ze śmiałków.

W rzeczywistości wyglądało to tak: przeor zakonu w Siderno udał się swego czasu w odwiedziny do braci z Locri. Nie mogąc założyć oddanego do prania habitu, wdział na siebie suknię św. Katarzyny. Ledwie przekroczył furtę klasztorną w jedynej relikwi zakonu, naraził się na uwagę: "Zsunęło ci się ramiączko, Ojcze". Wystarczyło to na całych kilka wieków.

Dopiero kilka lat temu doszło do pierwszej próby pojednania, kiedy okazało się, że obydwa zakony wierzą w tego samego piłkarza AC Milan.

 

 

 
   

W ateistycznym muzeum wystawiono kamień, którego Bóg nie mógł stworzyć ani podnieść
 
Z powodu mgły zawalił się wiadukt
Jak wydać najmniej na jałmużnę
Drwal zwykłym piewcą przyrody
Znikł trójkąt bermudzki

 


 

 

 
redakcja kontakt © Copyright Nowy Pompon. All rights reserved.