Spadek cen zabójstw na zamówienie

Przed gliwickim urzędem pracy, jak co dzień kłębi się tłum osób, pragnących się zarejestrować w charakterze bezrobotnych. W kolejce poznajemy Grzegorza Biernata znanego i cenionego w środowisku płatnego zabójcę z długoletnim stażem w tym zawodzie. Zagadnięty, chętnie podejmuje rozmowę.

"Musiałem zrezygnować z pracy, ponieważ to się po prostu przestało opłacać", twierdzi Biernat. "Stawki, jakie proponowano mi ostatnio za wykonanie zlecenia, niewiele odbiegały od wysokości zasiłku, jaki tu dostanę, bez potrzeby zastrzelenia urzędnika, który mi go wypłaca. Dawniej zabijanie to rzeczywiście był bardzo dobry interes", nie ukrywa bezrobotny. "Gdy zlikwidowałem jakąś ważną osobę, to dostawałem tyle pieniędzy, że mogłem potem przez pół roku nie robić nikomu krzywdy. Teraz, żeby żyć na jakim takim poziomie, musiałbym mieć pięć zleceń dziennie i harować od świtu do nocy, dzień w dzień, również w soboty i niedziele. A gdzie czas dla żony i dzieci?", skarżył się morderca.

Rewolwer "Smith & Wesson" model 500, kaliber .500 S&W Magnum, energia początkowa –3525 J, pojemność bębna – 5 nabojów, długość lufy – 213 mm.

Ten zawód w jego rodzinie był przekazywany z pokolenia na pokolenie, jak zapewniał Grzegorz i jako dowód wyjął z futerału na skrzypce zdjęcia ojca, dziadka i dwóch wujków zajętych swoja pracą.

"Nauczyli mnie wszystkiego, co umiem. Miałem nadzieję, że będę kontynuował rodzinną tradycję i kiedyś przekażę pistolet dziecku. Ten sam, który kiedyś dał mi ojciec, a jemu z kolei dziadek". W tym miejscu Biernat wskazuje na jedno ze zdjęć, na którym widać dziadka w kłębach dymu uzupełniającego magazynek w swoim "Smith & Wesson".

"Teraz widzę, że nic z tego nie będzie. To jest naprawdę piękny zawód, ale w końcu jestem głową rodziny, a to zobowiązuje do wzięcia odpowiedzialności za jej utrzymanie. Spróbuję jeszcze zachęcić do zawodu mojego syna, chociaż Mareczek jakoś nie pali się do strzelania".

Grzegorz Biernat z rozrzewnieniem wspomina ostatni dzień w pracy oraz kolegów, którzy na pożegnanie podarowali mu oprawiony w skórę komplet rozesłanych za nim listów gończych i zapewnienie mocnego alibi na dzień, w którym spotkał się z Komorowskim.

"Poza wszystkim, wśród płatnych zabójców jest niestety coraz więcej ludzi z marginesu", ciągnął swoją opowieść Biernat. "Takich, którzy zabijają byle jak i partaczą robotę, wykonując lewe zlecenia. A co najgorsze, godzą się na najniższe stawki, psując w ten sposób rynek. Dlatego ostatecznie postanowiłem się przekwalifikować. Najprawdopodobniej zapiszę się na kurs popularnych lobbystów. A zabijanie? No cóż, potraktuję to już raczej jako hobby".

Jak twierdzi dyrektor urzędu pracy, w związku z tym, że Grzegorz Biernat jest trzydziestym siódmym bezrobotnym zabójcą zarejestrowanym w tym roku w gliwickim urzędzie, rozważane jest niezwłoczne przeniesienie biura w nie znane zabójcom miejsce lub zaoferowanie pracy Biernatowi w postaci trzydziestu sześciu zleceń.

 

 
   

Dwa duchy na zamku w Wiśniczu wywołały człowieka
 
Spadek cen zabójstw na zamówienie
Batalion holenderskich saperów znowu rozminował Białogard


 


 

 

 
redakcja kontakt © Copyright Nowy Pompon. All rights reserved.